Jak niska samoocena wpływa na związek i co można z tym zrobić?
Zacznijmy od przykładu banalnego, lecz częstego. Wyobraźcie sobie: on i ona siedzą w modnej restauracji (a w wersji ekonomicznej sączą piwo w zaciszu czyjegoś mieszkania), trwa randka. Wtem on odbiera niespodziewany telefon – w słuchawce odzywa się kobiecy, radosny głos. Mężczyzna potakuje, trochę się uśmiecha, widać, że nie chce rozwijać żadnego wątku, więc po ciepłym, ale z jego perspektywy nic niesugerującym pożegnaniu, rozłącza się.
I milczy przez kilka sekund. Uśmiechnięty, popija dalej. Ona, cały czas bacznie go obserwując i nasłuchując, zaczyna mieć totalny natłok myśli: kto dzwonił? co ich łączy? to na pewno romans! nic mi nie mówi!, to pewnie już długo trwa, teraz będzie zaprzeczał. W końcu pojawia się lawina samokrytyki w głowie: wiadomo, to dlatego, że jestem beznadziejna, ona na pewno jest ładniejsza, a w ogóle to jestem nudna.
Kobieta nic nie mówi przez kilka kolejnych sekund, tylko siedzi coraz bardziej zdołowana. W końcu on mówi: "A, masz pozdrowienia od mojej kuzynki", na co ona wybucha płaczem. On pociąga długi łyk wina (piwa) i myśli: "Eh... kolejny raz to samo".
Inna wersja – blogerka właśnie pisze nową notkę, poci się, strasznie trudzi, popija matchę. Ma dopiero pół strony, kiedy znienacka pojawia się on i ewidentnie chce uwagi. Łasi się niczym najedzony kotek, zaczepia, zagaduje. Ona delikatnie oznajmia, że jest teraz zajęta, ale mogą pogadać za jakieś pół godziny, bo właśnie ma flow i chce to wykorzystać. On zaciska usta, odwraca się i wychodzi nic nie mówiąc. Klasyczny zonk. I znowu – żeby to był pierwszy raz.
Macie takie sytuacje na swoim koncie albo widzieliście je kiedyś? No pewnie, że tak, kto z nas tego nie zna? Pozornie te sytuacje łączy tylko foch i konsternacja obserwatora. Ale wierzcie lub nie, jest tu coś więcej. Panie i Panowie, przed Wami jej wysokość Samoocena.

Większość z Was pewnie mniej więcej to wie, ale uściślijmy, żeby było pewne, że mamy na myśli to samo. Najprościej pisząc, samoocena inaczej nazywana poczuciem własnej wartości (to już wyjaśnia prawie wszystko), to to, jak postrzegamy siebie na tle innych osób. Jak odnosimy się do siebie w myślach, szanujemy się i na ile uważamy siebie za zdolnych i wartościowych.
W wielkim uproszczeniu: wyobraź sobie, że w alternatywnej rzeczywistości spotykasz przypadkiem na ulicy samego siebie. Na co masz największą ochotę?
a) przybić sobie piątkę i pójść razem na piwo
b) dać sobie w mordę
c) zacząć bić sobie pokłony
Odpowiedź a) świadczy o adekwatnej, zdrowej samoocenie, b) o samoocenie niskiej niczym Rów Mariański c) o zdecydowanie zawyżonym poczuciu własnej wartości (takie też się zdarza, ale to temat na zupełnie inną opowieść).
Samoocena na co dzień przejawia się nie tylko w myślach, ale też w zachowaniach. Ma ogromny wpływ na drobne codzienne sytuacje i ważne życiowe decyzje. Na to, czy wstydzimy się zapytać kogoś o drogę albo zaprosić na kawę i na to, czy zdecydujemy się zmienić pracę lub założyć firmę. Wiele badań pokazuje, że ci z nas o wyższej samoocenie więcej w życiu osiągają. A to dlatego, że nie boją się próbować. Z kolei osoby, które mają o sobie niezbyt dobre zdanie, z góry zakładają, że nie są w stanie zrealizować swoich pomysłów, że do niczego się nie nadają, a inni zrobią to lepiej.
A jak problemy z niską samooceną będą się przejawiać w relacjach z innymi? Są tu dwie drogi. Takie osoby mogą albo pójść ścieżką bycia ciągle podporządkowanym i nie wyrażającym swojego zdania. Bo:
a) inni są mądrzejsi i na pewno wiedzą lepiej, a co ja się tam znam...
b) jeśli będę miał inne zdanie, to na pewno mnie nie polubią albo lubić przestaną, a w ogóle niby za co mają lubić takiego dziada jak ja.
Albo wręcz przeciwnie. Można innych ciągle krytykować, ze wszystkimi się spierać i ciągle kłócić. Bo:
a) wszyscy dookoła są do mnie wrogo nastawieni, a o swoje trzeba bez przerwy z nimi walczyć,
b) kiedy krytykuję innych, ukrywam, że sam jestem do niczego i sprawiam wrażenie lepszego (silniejszy, mądrzejszy, pewniejszy siebie) niż naprawdę jestem.
Większość osób mających problem z niską samooceną będzie gdzieś pomiędzy tymi biegunami (choć niestety zdarza się, że jest inaczej )
Większość ludzi wie, jaką ma samoocenę. Niewielu z nas nigdy się nad tym nie zastanawiało, ale jeśli są wśród Was takie wyjątki, to teraz macie okazję. Najbanalniejszy i najbardziej łopatologiczny test to zadanie sobie pytania: czy lubię siebie? Albo: gdybym znał kogoś takiego jak ja, to czy chciałbym zostać kumplem swym? Jeśli stanowczo odpycha Was od tego pomysłu, bo przykładowo uważacie się za skończonego tępaka, to jest coś na rzeczy.
Możesz też zastanowić się, czy często strofujesz samego siebie w myślach, a samokrytyka to Twoje drugie imię? Często porównujesz się z innymi i jakimś dziwnym przypadkiem zawsze to Ty jesteś "tym gorszym"? Wyrzucasz sobie całe zastępy błędów, których na pewno nikt inny by nie popełnił? Miewasz doły wielkie niczym Kanion Colorado? Może wystarczy – sam już wiesz, jak się sprawy mają.
Jeśli chcesz sprawdzić to wiarygodniej niż przy pomocy tego chałupniczego testu, zainteresuj się tematem – w necie jest trochę narzędzi diagnostycznych, ale żeby nie popaść w toksyczną relację z dr Google, najlepiej udać się do specjalisty.
Może zadajecie sobie teraz pytanie – a kto powiedział, że jest zła? Nie będziemy tu teraz przedstawiać ton argumentów, bo nie chcemy Was nimi zanudzać. Z takiego założenia wychodzimy pisząc ten artykuł, bo wiele źródeł to potwierdza. Ale jeśli macie jakieś inne zdanie albo coś, co przemawia za tym, że niska samoocena na związek wpływa dobrze, napiszcie do nas albo komentujcie śmiało
A skoro założenia już ustaliliśmy, przejdźmy do meritumu, czyli niska samoocena a związek:
Nasza niewiara w siebie powoduje, że uważamy, że wszyscy inni są fajniejsi i bardziej atrakcyjni od nas i w zasadzie nie mamy pojęcia, dlaczego nasza druga połówka dalej jest nasza i dlaczego w ogóle nie znalazła sobie jakiejś innej, ładniejszej, szczuplejszej, inteligentniejszej i bardziej zabawnej połówki. A skoro tak, to na każdym kroku podejrzewamy, że kolejny krok będzie nie do przodu, ale w bok. I że jeśli tylko sprzedawczyni w Żabce się do niego uśmiechnie, to za tydzień wezmą ślub.
Kiedy siebie nie lubisz, wszystko dookoła "magicznie" Ci o tym przypomina. To działa tak, jakby Twój mózg był zaprogramowany na interpretowanie całej rzeczywistości jako potwierdzenia niskiego poczucia własnej wartości. Ktoś szturchnął Cię w tramwaju? Wiadomo, on widzi, że jesteś frajer i można Cię przestawiać. W pracy przełożony zwrócił Ci uwagę, że często się spóźniasz? No tak, szef Cię krytykuje i uważa za kompletne dno.
Zaczynasz nawet niewinne uwagi uznawać za obrażanie Cię i wytykanie błędów. A to powoduje, że wpadasz w pułapkę. Im częściej coś tak interpretujesz, tym częściej coś tak interpretujesz – niska samoocena to wąż, który zjada własny ogon. A stąd już bardzo blisko do kłótni, gdy partner zwraca Ci uwagę, że mogłeś wykonać coś lepiej, chce Cię wyręczyć lub pokazać, że można zrobić rzecz inaczej, a Ty uznajesz to za obelgę, odkrycie swoich słabych stron i powód do obrazy. No i masz babo placek.
Kiedyś pewnie miałeś sporo pomysłów, może masz je dalej. Ale taki mały wewnętrzny głosik podpowiada Ci, że każdy z nich jest do niczego. A jeśli tylko ktokolwiek w pobliżu ma konkurencyjną wizję czegokolwiek, automatycznie uznajesz ją za lepszą. Potem często nawet nie ma już tego głosiku. Zamienił się w nawyk, który jest w Ciebie równie wrośnięty jak sposób wiązania sznurowadeł.
Taki sposób działania powoduje, że kiedy trzeba zaplanować randkę, wyjazd albo urodzinowy prezent dla niego lub niej, w głowie albo jest pusto jak na półce w Biedronce przed długim weekendem albo coś tam niby się pojawia – ale każdy pomysł i tak uważasz za beznadziejny.
A jaki może być efekt? Taki że, zwłaszcza jeśli związek jest nowy, partner będzie miał dość tego, że to zawsze on musi mieć pomysły i podejmować decyzje. I w końcu zrezygnuje. Wpadniecie w znudzony wariant związku (przeczytajcie o możliwych w artykule "Jak nie zmieniać się w Janusza i Grażynę?").
Tutaj sprawa jest raczej oczywista. Często, ale nie zawsze, niska samoocena rozciąga się też na obraz ciała, jaki się ma. Zaczynamy mieć kompleksy – a to za dużo kilogramów, a za mało mięśni, za chude ręce, za grube uda, za krótka szyja, za okrągła głowa. Etc., etc., etc. Taki wizerunek swojego ciała może okazać się blokadą w życiu seksualnym. Kiedy jesteście blisko, to zamiast skupiać się na niej lub na nim, czytasz drugiej osobie w myślach i zastanawiasz się jak okropnie Cię widzi. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że to może tworzyć problemy w związku.

Kiedy masz się sam ze sobą źle, wszyscy dookoła wydają Ci się bardziej atrakcyjni, inteligentni, zabawni, bardziej... (tu wstaw jakiekolwiek pozytywne określenie). Nic dziwnego, że jesteś zazdrosny, gdy Twoja druga połówka rozmawia z kimś na imprezie lub po prostu popatrzyła na przechodnia. W takiej sytuacji naprawdę trudno jest czuć się bezpiecznie w związku, bo połowę całej ludzkości (o ile nie całą) traktujesz jako potencjalnych rywali, którzy w każdej chwili gotowi są odbić Ci partnera. Zresztą myślisz, że on tak naprawdę wcale nie chce z Tobą być - albo jeszcze nie poznał się na Tobie (ale to tylko kwestia czasu, kiedy odkryje Twoją beznadziejność), albo jest z Tobą z litości. W najgorszym razie wydaje Ci się tak samo zaburzony jak Ty i tylko to trzyma Was razem.
Niska samoocena drastycznie zwiększa ryzyko zachowywania się jak rzep u psiego ogona. Ten problem wynika częściowo z podpunktu c), czyli braku własnej inicjatywy, może być też skutkiem e), czyli lęku przed opuszczeniem (nie chcemy spędzać czasu sami, żeby pilnować partnera). Pewnie ma też mnóstwo innych przyczyn, ale ważne jest to, że kiedy w siebie nie wierzymy, często zaczynamy być zależni - od cudzych pomysłów, towarzystwa, sposobu spędzania czasu itd. Poza tym sami ze sobą zwyczajnie czujemy się źle, zalewają nas negatywne myśli na własny temat, uważamy, że nie zasługujemy na nic dobrego, więc w związku z tym nic fajnego sami nie robimy. I do tego jeszcze wywołujemy awantury, że partner śmiał nas opuścić i skazać na taką niedolę.
Osoby z niską samooceną zatrważająco często zachowują się niczym harropotterowy Zgredek. Pamiętacie, prawda? To ten mały, podporządkowany gość z wielkimi uszami, którego od bycia uniżonym uratowała podarowana skarpeta. Taki człowiek-Zgredek zgodzi się na wszystko (z lęku, poczucia, że on nie umie, nie ma pomysłu, chce coś głupiego itd.), nie powie, że coś mu nie pasuje (no bo jak to tak!?), boi się zwrócić na coś uwagę, o wszczynaniu kłótni już nie wspominając. To może skrajny przykład, ale w wielu z nas jest taki Zgredek, a im go więcej, tym rzadziej mówimy, że chcielibyśmy czegoś innego, niż mamy. Dlatego osoby o niskiej samoocenie mają tendencję unikania rozmów o tym, że coś w związku lub partnerze im nie pasuje. Duszą w sobie żal i niezadowolenie często całymi latami, problemy nigdy nie wychodzą na światło dzienne, więc nie mogą być rozwiązane, a frustracja rośnie.
Jak się pewnie domyślacie, te wszystkie skutki niskiej samooceny mogą owocować mieszanką wybuchową, która zwiększa szansę na zerwanie albo rozwód. Oczywiście nie zawsze tak jest i sami znamy mnóstwo związków, które są bardzo "leczące" dla ludzi, którzy samych siebie nie lubią. Bo to może działać też w tę stronę - cierpliwy i kochający partner jest na wagę złota dla samooceny. Co nie zmienia faktu, że czasem naprawdę ciężko jest udźwignąć ciężar skumulowanych z jej powodu kłopotów.
Spytacie: co robić, jak żyć? Jeśli po przeczytaniu tego wpisu jesteście pewni lub prawie pewni, że niska samoocena to też Wasz problem, zacznijcie działać. Im szybciej, tym lepiej. Postarajcie się podejść do tematu na serio. Może właśnie teraz jest dobry czas, żeby popracować nad sobą.
Macie kilka opcji: możecie sami spróbować ogarnąć temat - na rynku jest mnóstwo dobrych książek, np. "Przezwyciężanie niskiego poczucia własnej wartości" M. Fennell, w sieci też da się znaleźć sporo pomocnych informacji, można dużo rozmawiać z bliskimi i próbować samemu nad sobą pracować lub rozważyć psychoterapię. Pewne jest jedno: życie z niską samooceną przypomina trochę funkcjonowanie z tykającą bombą - zwiększa ryzyko doświadczania różnych problemów psychicznych, a nikogo, kto ma ten problem, nie trzeba przekonywać o jego dotkliwych skutkach, które odczuwa się na co dzień - to naprawdę nic przyjemnego.
Jeśli macie jakieś przemyślenia albo porady dotyczące tego tematu, komentujcie śmiało :)
Życzymy Wam wszystkim samooceny choćby w połowie tak wysokiej jak w tej piosence:
Kobieta nic nie mówi przez kilka kolejnych sekund, tylko siedzi coraz bardziej zdołowana. W końcu on mówi: "A, masz pozdrowienia od mojej kuzynki", na co ona wybucha płaczem. On pociąga długi łyk wina (piwa) i myśli: "Eh... kolejny raz to samo".
Inna wersja – blogerka właśnie pisze nową notkę, poci się, strasznie trudzi, popija matchę. Ma dopiero pół strony, kiedy znienacka pojawia się on i ewidentnie chce uwagi. Łasi się niczym najedzony kotek, zaczepia, zagaduje. Ona delikatnie oznajmia, że jest teraz zajęta, ale mogą pogadać za jakieś pół godziny, bo właśnie ma flow i chce to wykorzystać. On zaciska usta, odwraca się i wychodzi nic nie mówiąc. Klasyczny zonk. I znowu – żeby to był pierwszy raz.
Macie takie sytuacje na swoim koncie albo widzieliście je kiedyś? No pewnie, że tak, kto z nas tego nie zna? Pozornie te sytuacje łączy tylko foch i konsternacja obserwatora. Ale wierzcie lub nie, jest tu coś więcej. Panie i Panowie, przed Wami jej wysokość Samoocena.

Czym w ogóle jest samoocena?
Większość z Was pewnie mniej więcej to wie, ale uściślijmy, żeby było pewne, że mamy na myśli to samo. Najprościej pisząc, samoocena inaczej nazywana poczuciem własnej wartości (to już wyjaśnia prawie wszystko), to to, jak postrzegamy siebie na tle innych osób. Jak odnosimy się do siebie w myślach, szanujemy się i na ile uważamy siebie za zdolnych i wartościowych.
W wielkim uproszczeniu: wyobraź sobie, że w alternatywnej rzeczywistości spotykasz przypadkiem na ulicy samego siebie. Na co masz największą ochotę?
a) przybić sobie piątkę i pójść razem na piwo
b) dać sobie w mordę
c) zacząć bić sobie pokłony
Odpowiedź a) świadczy o adekwatnej, zdrowej samoocenie, b) o samoocenie niskiej niczym Rów Mariański c) o zdecydowanie zawyżonym poczuciu własnej wartości (takie też się zdarza, ale to temat na zupełnie inną opowieść).
Samoocena na co dzień przejawia się nie tylko w myślach, ale też w zachowaniach. Ma ogromny wpływ na drobne codzienne sytuacje i ważne życiowe decyzje. Na to, czy wstydzimy się zapytać kogoś o drogę albo zaprosić na kawę i na to, czy zdecydujemy się zmienić pracę lub założyć firmę. Wiele badań pokazuje, że ci z nas o wyższej samoocenie więcej w życiu osiągają. A to dlatego, że nie boją się próbować. Z kolei osoby, które mają o sobie niezbyt dobre zdanie, z góry zakładają, że nie są w stanie zrealizować swoich pomysłów, że do niczego się nie nadają, a inni zrobią to lepiej.
A jak problemy z niską samooceną będą się przejawiać w relacjach z innymi? Są tu dwie drogi. Takie osoby mogą albo pójść ścieżką bycia ciągle podporządkowanym i nie wyrażającym swojego zdania. Bo:
a) inni są mądrzejsi i na pewno wiedzą lepiej, a co ja się tam znam...
b) jeśli będę miał inne zdanie, to na pewno mnie nie polubią albo lubić przestaną, a w ogóle niby za co mają lubić takiego dziada jak ja.
Albo wręcz przeciwnie. Można innych ciągle krytykować, ze wszystkimi się spierać i ciągle kłócić. Bo:
a) wszyscy dookoła są do mnie wrogo nastawieni, a o swoje trzeba bez przerwy z nimi walczyć,
b) kiedy krytykuję innych, ukrywam, że sam jestem do niczego i sprawiam wrażenie lepszego (silniejszy, mądrzejszy, pewniejszy siebie) niż naprawdę jestem.
Większość osób mających problem z niską samooceną będzie gdzieś pomiędzy tymi biegunami (choć niestety zdarza się, że jest inaczej )
Jak rozpoznać zbyt niską samoocenę u siebie?
„Niska samoocena jest jak jazda przez życie z zaciągniętym hamulcem ręcznym.” – Maxwell Maltz
Większość ludzi wie, jaką ma samoocenę. Niewielu z nas nigdy się nad tym nie zastanawiało, ale jeśli są wśród Was takie wyjątki, to teraz macie okazję. Najbanalniejszy i najbardziej łopatologiczny test to zadanie sobie pytania: czy lubię siebie? Albo: gdybym znał kogoś takiego jak ja, to czy chciałbym zostać kumplem swym? Jeśli stanowczo odpycha Was od tego pomysłu, bo przykładowo uważacie się za skończonego tępaka, to jest coś na rzeczy.
Możesz też zastanowić się, czy często strofujesz samego siebie w myślach, a samokrytyka to Twoje drugie imię? Często porównujesz się z innymi i jakimś dziwnym przypadkiem zawsze to Ty jesteś "tym gorszym"? Wyrzucasz sobie całe zastępy błędów, których na pewno nikt inny by nie popełnił? Miewasz doły wielkie niczym Kanion Colorado? Może wystarczy – sam już wiesz, jak się sprawy mają.
Jeśli chcesz sprawdzić to wiarygodniej niż przy pomocy tego chałupniczego testu, zainteresuj się tematem – w necie jest trochę narzędzi diagnostycznych, ale żeby nie popaść w toksyczną relację z dr Google, najlepiej udać się do specjalisty.
Dlaczego niska samoocena jest zła dla związku?
Może zadajecie sobie teraz pytanie – a kto powiedział, że jest zła? Nie będziemy tu teraz przedstawiać ton argumentów, bo nie chcemy Was nimi zanudzać. Z takiego założenia wychodzimy pisząc ten artykuł, bo wiele źródeł to potwierdza. Ale jeśli macie jakieś inne zdanie albo coś, co przemawia za tym, że niska samoocena na związek wpływa dobrze, napiszcie do nas albo komentujcie śmiało
A skoro założenia już ustaliliśmy, przejdźmy do meritumu, czyli niska samoocena a związek:
a) jest przyczyną chorobliwej zazdrości
Nasza niewiara w siebie powoduje, że uważamy, że wszyscy inni są fajniejsi i bardziej atrakcyjni od nas i w zasadzie nie mamy pojęcia, dlaczego nasza druga połówka dalej jest nasza i dlaczego w ogóle nie znalazła sobie jakiejś innej, ładniejszej, szczuplejszej, inteligentniejszej i bardziej zabawnej połówki. A skoro tak, to na każdym kroku podejrzewamy, że kolejny krok będzie nie do przodu, ale w bok. I że jeśli tylko sprzedawczyni w Żabce się do niego uśmiechnie, to za tydzień wezmą ślub.
b) powoduje, że dostrzega się krytykę tam, gdzie jej nie ma
Kiedy siebie nie lubisz, wszystko dookoła "magicznie" Ci o tym przypomina. To działa tak, jakby Twój mózg był zaprogramowany na interpretowanie całej rzeczywistości jako potwierdzenia niskiego poczucia własnej wartości. Ktoś szturchnął Cię w tramwaju? Wiadomo, on widzi, że jesteś frajer i można Cię przestawiać. W pracy przełożony zwrócił Ci uwagę, że często się spóźniasz? No tak, szef Cię krytykuje i uważa za kompletne dno.
Zaczynasz nawet niewinne uwagi uznawać za obrażanie Cię i wytykanie błędów. A to powoduje, że wpadasz w pułapkę. Im częściej coś tak interpretujesz, tym częściej coś tak interpretujesz – niska samoocena to wąż, który zjada własny ogon. A stąd już bardzo blisko do kłótni, gdy partner zwraca Ci uwagę, że mogłeś wykonać coś lepiej, chce Cię wyręczyć lub pokazać, że można zrobić rzecz inaczej, a Ty uznajesz to za obelgę, odkrycie swoich słabych stron i powód do obrazy. No i masz babo placek.
c) podporządkowanie się partnerowi i brak inicjatywy
Kiedyś pewnie miałeś sporo pomysłów, może masz je dalej. Ale taki mały wewnętrzny głosik podpowiada Ci, że każdy z nich jest do niczego. A jeśli tylko ktokolwiek w pobliżu ma konkurencyjną wizję czegokolwiek, automatycznie uznajesz ją za lepszą. Potem często nawet nie ma już tego głosiku. Zamienił się w nawyk, który jest w Ciebie równie wrośnięty jak sposób wiązania sznurowadeł.
Taki sposób działania powoduje, że kiedy trzeba zaplanować randkę, wyjazd albo urodzinowy prezent dla niego lub niej, w głowie albo jest pusto jak na półce w Biedronce przed długim weekendem albo coś tam niby się pojawia – ale każdy pomysł i tak uważasz za beznadziejny.
A jaki może być efekt? Taki że, zwłaszcza jeśli związek jest nowy, partner będzie miał dość tego, że to zawsze on musi mieć pomysły i podejmować decyzje. I w końcu zrezygnuje. Wpadniecie w znudzony wariant związku (przeczytajcie o możliwych w artykule "Jak nie zmieniać się w Janusza i Grażynę?").
d) problemy w życiu seksualnym wynikające z nieakceptowania swojego ciała
Tutaj sprawa jest raczej oczywista. Często, ale nie zawsze, niska samoocena rozciąga się też na obraz ciała, jaki się ma. Zaczynamy mieć kompleksy – a to za dużo kilogramów, a za mało mięśni, za chude ręce, za grube uda, za krótka szyja, za okrągła głowa. Etc., etc., etc. Taki wizerunek swojego ciała może okazać się blokadą w życiu seksualnym. Kiedy jesteście blisko, to zamiast skupiać się na niej lub na nim, czytasz drugiej osobie w myślach i zastanawiasz się jak okropnie Cię widzi. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że to może tworzyć problemy w związku.

e) czucie się jakby druga osoba mogła nas stale opuścić, czyli brak poczucia bezpieczeństwa
Kiedy masz się sam ze sobą źle, wszyscy dookoła wydają Ci się bardziej atrakcyjni, inteligentni, zabawni, bardziej... (tu wstaw jakiekolwiek pozytywne określenie). Nic dziwnego, że jesteś zazdrosny, gdy Twoja druga połówka rozmawia z kimś na imprezie lub po prostu popatrzyła na przechodnia. W takiej sytuacji naprawdę trudno jest czuć się bezpiecznie w związku, bo połowę całej ludzkości (o ile nie całą) traktujesz jako potencjalnych rywali, którzy w każdej chwili gotowi są odbić Ci partnera. Zresztą myślisz, że on tak naprawdę wcale nie chce z Tobą być - albo jeszcze nie poznał się na Tobie (ale to tylko kwestia czasu, kiedy odkryje Twoją beznadziejność), albo jest z Tobą z litości. W najgorszym razie wydaje Ci się tak samo zaburzony jak Ty i tylko to trzyma Was razem.
f) problem ze spędzaniem czasu samodzielnie
Niska samoocena drastycznie zwiększa ryzyko zachowywania się jak rzep u psiego ogona. Ten problem wynika częściowo z podpunktu c), czyli braku własnej inicjatywy, może być też skutkiem e), czyli lęku przed opuszczeniem (nie chcemy spędzać czasu sami, żeby pilnować partnera). Pewnie ma też mnóstwo innych przyczyn, ale ważne jest to, że kiedy w siebie nie wierzymy, często zaczynamy być zależni - od cudzych pomysłów, towarzystwa, sposobu spędzania czasu itd. Poza tym sami ze sobą zwyczajnie czujemy się źle, zalewają nas negatywne myśli na własny temat, uważamy, że nie zasługujemy na nic dobrego, więc w związku z tym nic fajnego sami nie robimy. I do tego jeszcze wywołujemy awantury, że partner śmiał nas opuścić i skazać na taką niedolę.
g) niemówienie o tym, co nam się w związku/partnerze nie podoba, więc nie można tego zmienić
Osoby z niską samooceną zatrważająco często zachowują się niczym harropotterowy Zgredek. Pamiętacie, prawda? To ten mały, podporządkowany gość z wielkimi uszami, którego od bycia uniżonym uratowała podarowana skarpeta. Taki człowiek-Zgredek zgodzi się na wszystko (z lęku, poczucia, że on nie umie, nie ma pomysłu, chce coś głupiego itd.), nie powie, że coś mu nie pasuje (no bo jak to tak!?), boi się zwrócić na coś uwagę, o wszczynaniu kłótni już nie wspominając. To może skrajny przykład, ale w wielu z nas jest taki Zgredek, a im go więcej, tym rzadziej mówimy, że chcielibyśmy czegoś innego, niż mamy. Dlatego osoby o niskiej samoocenie mają tendencję unikania rozmów o tym, że coś w związku lub partnerze im nie pasuje. Duszą w sobie żal i niezadowolenie często całymi latami, problemy nigdy nie wychodzą na światło dzienne, więc nie mogą być rozwiązane, a frustracja rośnie.
h) jako efekt większe ryzyko rozpadu związku
Jak się pewnie domyślacie, te wszystkie skutki niskiej samooceny mogą owocować mieszanką wybuchową, która zwiększa szansę na zerwanie albo rozwód. Oczywiście nie zawsze tak jest i sami znamy mnóstwo związków, które są bardzo "leczące" dla ludzi, którzy samych siebie nie lubią. Bo to może działać też w tę stronę - cierpliwy i kochający partner jest na wagę złota dla samooceny. Co nie zmienia faktu, że czasem naprawdę ciężko jest udźwignąć ciężar skumulowanych z jej powodu kłopotów.
Jak można sobie poradzić z tym problemem?
Spytacie: co robić, jak żyć? Jeśli po przeczytaniu tego wpisu jesteście pewni lub prawie pewni, że niska samoocena to też Wasz problem, zacznijcie działać. Im szybciej, tym lepiej. Postarajcie się podejść do tematu na serio. Może właśnie teraz jest dobry czas, żeby popracować nad sobą.
Macie kilka opcji: możecie sami spróbować ogarnąć temat - na rynku jest mnóstwo dobrych książek, np. "Przezwyciężanie niskiego poczucia własnej wartości" M. Fennell, w sieci też da się znaleźć sporo pomocnych informacji, można dużo rozmawiać z bliskimi i próbować samemu nad sobą pracować lub rozważyć psychoterapię. Pewne jest jedno: życie z niską samooceną przypomina trochę funkcjonowanie z tykającą bombą - zwiększa ryzyko doświadczania różnych problemów psychicznych, a nikogo, kto ma ten problem, nie trzeba przekonywać o jego dotkliwych skutkach, które odczuwa się na co dzień - to naprawdę nic przyjemnego.
Jeśli macie jakieś przemyślenia albo porady dotyczące tego tematu, komentujcie śmiało :)
Życzymy Wam wszystkim samooceny choćby w połowie tak wysokiej jak w tej piosence:
Bardzo mi się podobają Wasze artykuły, ale mam pewien niedosyt. Piszecie na przykład, że człowiek z niską samooceną chce się dowartościować m.in. wciąż krytykując innych.
OdpowiedzUsuńDodałabym tu, że na dłuższą metę wywołuje to z kolei niską samoocenę u tych, z którymi się styka. No i dopiero robi się piekiełko... Przeważnie chodzi o drobiazgi, które jednak drążą związek, jak kropla skałę.